sobota, 16 listopada 2013

4 utalentowanych reżyserów, których trudno lubić za ich wizerunek publiczny


Jeden z największych mistrzów kina, Alfred Hitchcock, utrwalił się w zbiorowej świadomości jako "mistrz suspensu", sympatyczny krezus i dżentelmen. Nie było to wyobrażenie dalekie od tego, co Brytyjczyk prezentował swoją osobą w serialu Alfred Hitchcock Presents. Po latach wyszły jednak na jaw informacje o tym, jak surowym, zakompleksionym i zamiłowanym w niewybrednych dowcipach człowiekiem był autor Psychozy. O tym, jakim despotą okazywał się Hitchcock na planie, mogłaby opowiedzieć niejedna gwiazda jego filmów.

Ale czy przeszkodziło mu to w przejściu do historii kina? Nie. Jego filmografia nadal obfituje w tytuły, które są odzwierciedleniem wszystkiego najlepszego, co sztuka filmowa może mieć do zaoferowania. Czy jest zatem sens oceniania artystów nie przez pryzmat ich dokonań, lecz tego, kim są prywatnie? Nie! Jednak w dobie środków masowego przekazu, pogoni za sensacją i ogólnego zapotrzebowania na informacje o ludziach znanych, pewne rzeczy nie mogą być już chowane w tajemnicy. Stąd pomysł na zestawienie czterech współczesnych reżyserów, którzy wiedzą jak urzekać widzów swoimi filmami, ale już niekoniecznie swoją osobowością.

4. James Cameron jest tyranem i biznesmenem


Twórca Terminatora ma w tym zestawieniu najwięcej wspólnego właśnie z Alfredem Hitchcockiem. Cameron dostarczył kilka klasycznych filmów, a także zniszczył psychikę kilku swoich współpracowników. Jedna anegdota głosi, że reżyser stosuje na planie specjalną tablicę, do której przybija gwoźdźmi telefony komórkowe aktorów, którzy zapomnieli je wyłączyć przed rozpoczęciem filmowania. Jasne, rzecz zrozumiała, w końcu dyscyplina na planie musi być.


Tajemnicą pozostaje natomiast fakt, dlaczego Kate Winslet po zakończeniu zdjęć do Titanika powiedziała, że już nigdy nie podejmie się współpracy z tym człowiekiem. Skądinąd znane są jego zapędy do przedmiotowego traktowanie aktorów. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest on nawet dyktatorem we własnym domu. Przykładowo, prowadzący tegoroczną galę oscarową Seth MacFarlane powiedział o byłej żonie reżysera, Kathryn Bigelow: "Jeśli chodzi o bycie torturowanym, ufam kobiecie która przez trzy lata była mężatką Jamesa Camerona" - coś w tym musi być.

James Cameron w latach młodzieńczych.

Innym problemem Jima jest jego podejście do sztuki filmowej. Nie wiadomo kiedy Cameron przestał być zapaleńcem filmowym, a stał się wynalazcą, samozwańczym mesjaszem kina oraz biznesmenem. To ostatnie szczególnie daje się we znaki. W odniesieniu do Avatara, Cameron otwarcie używa słowa "biznes", podkreśla, że tylko to go teraz interesuje i że ma zamiar nakręcić jeszcze dwie-trzy kontynuacje. Mógłby sobie przybić piątkę z George'em Lucasem. Twórca Aliens lubi się też obnosić z faktem, że jego dwa ostatnie filmy nieprzypadkowo były dwoma największymi hitami kasowymi w historii kina. Natomiast jego stosunek do fanów? Znane jest nagranie, na którym Cameron zmieszał z błotem jednego z widzów, proszącego go o autograf:


Najpierw reżyser mówi, że jest mu "gówno winny", a potem nazywa go "dupkiem". Rozmówca nie pozostaje dłużny i odpowiada: "Ja jestem dupkiem? Zarabiam piętnaście dolarów na godzinę i wydaje je żeby zobaczyć twój film. To czyni mnie dupkiem?". Ok, może nie znamy kontekstu całej sytuacji, ale niesmak pozostaje.

3. Kevin Smith cierpi na przerost ego


Może ktoś powie w tym miejscu, że Kevin Smith prywatnie jest nawet lepszym człowiekiem niż reżyserem. I może nawet będzie miał rację. O tym, jak zabawnym i sympatycznym gościem jest Smith, niech świadczy chociażby jego opowieść, jak omal nie został scenarzystą filmu Superman Lives. Ale ma on też swoje wady. Jedną z nich jest przerośnięte ego, którego Smith nie byłby w stanie zmieścić we własne spodnie. Czasem górę bierze nad nim przekonanie, że jest mistrzem anegdotek. Ponoć jego konto na twitterze przez długi czas pękało od nadmiaru bezsensownych wpisów o tym, jak np. reżyser na co dzień zabawia się ze swoją żoną. Rozczarowani mogli się poczuć ci internauci, którzy chcieli tam znaleźć jakieś informacje o tematyce... no nie wiem, filmowej? Z kolei podczas jednego z przemówień wśród fanów, Smith spędził ponad pół godziny na opowiadaniu o swoim psie imieniem Shecky. Chociaż cała opowieść przestała być zabawna po pięciu minutach - a po dziesięciu zaczęła być irytująca - gwiazdę wieczoru specjalnie to nie interesowało. 

Do tego, ilekroć Smith pojawia się w jakimś programie, musi przyciągać swoją osobą całą uwagę. Szczególnie poszkodowany jest w tym układzie Jason Mewes, choć dla równowagi trzeba zaznaczyć, że zawdzięcza on Kevinowi swoją karierę, a nawet wyjście z nałogu narkotykowego. Panowie są przyjaciółmi w życiu prywatnym i zagrali razem w kilku filmach, tworząc duet Jaya i Cichego Boba (gdzie Kevin paradoksalnie odgrywa rolę tego "cichego"). Jednak kiedy przychodzi im wystąpić razem w dowolnym programie talk-show, Smith przejmuje całą inicjatywę, spychając kolegę na dalszy plan:


Jest jeszcze historia o tym, jak Smith awanturował się z liniami lotniczymi o to, że nie pozwolili mu zająć miejsca w samolocie, ponieważ był "zbyt gruby", ale w tym przypadku można zrozumieć jego irytację. Smith ostatnio zajmował się także publicznym obrażaniem Bruce'a Willisa, nazywając go "emo suką" i "pieprzonym kutasem". Willis zagrał główną rolę w jego komedii Cop Out i podobno ich współpraca na planie nie układała się pomyślnie. Wszystko rozchodzi się o fakt, że gwiazdor Szklanej pułapki okazał się mieć jeszcze większe ego niż sam reżyser. Ale żeby było sprawiedliwie, trzeba dodać, że Willis w odpowiedzi nazwał Smitha "parówą".

2. David O. Russell jest niezrównoważony psychicznie


Wszyscy kojarzymy tego reżysera szczególnie teraz, po tym jak widzowie i krytycy rozkochali się w jego ostatnim filmie - Poradnik pozytywnego myślenia. Tytuł tego dramatu powinien sobie Russell wziąć szczególnie do serca, bo z pozytywnym myśleniem nie jest u niego najlepiej. Czy ktoś kiedykolwiek pomyślałby, że autor tegoż wzruszającego filmu, z tak krzepiącym finałem, mógłby być psychopatą? Cóż, jeśli ktokolwiek ma wątpliwość, niech rzuci okiem na poniższy filmik. Ukazuje on współpracę Russella z aktorką Lily Tomlin na planie filmu Jak być sobą. Najpierw Tomlin zaczyna gwiazdorzyć i narzekać z powodu jakiegoś drobiazgu, później Russell kompletnie traci nad sobą kontrolę i zaczyna rzucać w aktorkę nie tylko inwektywami, ale nawet przedmiotami:


Inny ciekawy przypadek w karierze Russella to moment, w którym George Clooney omal nie udusił go na planie filmu Złoto pustyni. Wszystko dlatego, że Russell obrażał aktorów i znęcał się nad nimi psychicznie. Kiedy Clooney zwrócił mu uwagę by zaprzestał takiego traktowania ludzi, reżyser zdzielił go głową niczym Zizou Zidane podczas Mundialu 2006. W odpowiedzi, aktor doskoczył Russellowi do gardła, ale ostatecznie nie odciął mu dopływu tlenu do mózgu. Po skończeniu prac nad filmem Clooney powiedział, że było to absolutnie najgorsze doświadczenie w jego życiu, a na pytanie czy podjąłby się współpracy z Russellem ponownie, odpowiedział: "Życie jest zbyt krótkie". Jest jeszcze jeden powód, dla którego można poddać zdrowie psychiczne Russella pod wątpliwość:

Kto normalny nosi białe tenisówki do garnituru?!

Ale jakby nie było, Russell dostarczył też kilka dobrych filmów, a ostatnio nie słychać już nic o jego wybrykach. W 2012 roku pogodził się nawet z George'em Clooneyem, więc będą z niego jeszcze ludzie. Tylko niech zmieni obuwie.

1. Quentin Tarantino myśli że jest jednym z bohaterów swoich filmów



Żeby była jasność: darzę Quentina Tarantino bezgranicznym uwielbieniem i uważam, że nie ma obecnie drugiego tak konsekwentnego reżysera, przez lata utrzymującego niesłabnącą formę. Trzeba jednak wspomnieć, że Tarantino tuż po otrzymaniu Złotej Palmy za swój drugi film, został okrzyknięty Złotym Dzieckiem Hollywood. Taki tytuł musi zawrócić w głowie każdemu i Quentin nie jest tutaj wyjątkiem. Brak wykształcenia nadrabia erudycją i dogłębną znajomością kina, co lubi często udowadniać swoim rozmówcom. Jami Bernard, autorka książki Quentin Tarantino: człowiek i jego filmy, opisując swój pierwszy kontakt z reżyserem wspomina, że sprawiał on wrażenie aroganckiego megalomana, który wszystko wie najlepiej. Dopiero dłuższa rozmowa i bliższe zapoznanie sprawiły, że Bernard zmieniła swoje zdanie.


"Tłumaczyłem wam już, jak Set Fire to the Rain Adele
jest piosenką o rozpalaniu grilla na deszczu?"

Co nie zmienia faktu, że Tarantino jest megalomanem i uwielbia chwalić swoje własne filmy. Kiedy prowadzący talk-show Jonathan Ross zapytał go, dlaczego korzysta w swoich filmach z gotowej muzyki zamiast zlecić kompozytorowi rozpisanie oryginalnej partytury, ten odpowiedział: "Nie dałbym kompozytorowi takiej władzy nad moim filmem". Wydaje się, że odkąd Oliver Stone dokonał gwałtu na scenariuszu Urodzonych morderców, Tarantino ma obsesję posiadania przesadnej kontroli nad każdym aspektem swojego kolejnego dzieła. A skoro o kompozytorach mowa - Quentin wysoce ceni sobie dokonania Ennio Morricone, ale bez wzajemności. Morricone twierdzi, że Tarantino umieszcza w swoich filmach muzykę bez ładu i składu, a współpraca z nim jest irytująca. Ciekawe czym tak naprawdę reżyser zaszedł za skórę włoskiemu maestrowi.

Jest jeszcze kwestia tego, jakim Tarantino jest mówcą. Chociaż pisze genialne historie, sam ma problemy z przygotowaniem najprostszej przemowy, a nawet przeprowadzeniem normalnego dialogu. Szczególnie zabawne są te momenty, kiedy Quentin próbuje być "czarny", tak jak na tym przykładzie albo tym poniżej:


Nie pozostawia wątpliwości, że QT chciałby być jak Samuel L. Jackson w Pulp Fiction. Tutaj mamy inny przykład, gdzie reżyser przyszpilił swojego rozmówcę w charakterystyczny dla siebie sposób:


Trzeba za to przyznać Quentinowi, że w w tym drugim przypadku ma całkowitą rację. Ale jego dziwaczność nie kończy się na byciu zwykłym ziomalem. Czasem Tarantino stosuje pełną gangsterkę, jak wtedy, gdy opluł jednego z reporterów na gali filmowej. Innym razem zaatakował gościa z kamerą po wyjściu z kawiarni, mimo, że lepszym rozwiązaniem byłoby zwyczajne zignorowanie faceta:


Tarantino także słabo toleruje krytykę. To znaczy nie toleruje jej wcale. Z drugiej strony, mało kto zachowałby zimną krew wobec tak durnych pytań i zarzutów, jakie ludzie wysuwają wobec jego filmów.

Jest jeszcze wiele przykładów zachowań Tarantino, które mogą powodować odruchowy facepalm, ale na tym poprzestanę. Najważniejsze jest to, że gość potrafi kręcić świetne filmy, a jego największym grzechem byłoby przejście na reżyserską emeryturę, o czym Quentin ostatnio coraz częściej rozmyśla. To właśnie byłaby jego najgorsza decyzja.

1 komentarz:

  1. Dla mnie najlepszym reżyserem jest George Lucas, za sprawą Star Wars, których to jestem ogromnym fanem :). W domu posiadam nawet sporą kolekcję filmowych gadżetów związanych z tym uniwersum. Najczęściej szukam ich w internecie. Większość z nich pochodzi z sklepów online np. https://4gift.pl/prezenty/prezent-dla-niego/ lub serwisów aukcyjnych takich jak Ebay.

    OdpowiedzUsuń