poniedziałek, 21 października 2013

4 grzechy Xboksa 360 (z punktu widzenia użytkownika)


Nowa generacja konsol tuż za pasem! Czy będzie grafika w pełnym 1080p, jak będzie wyglądać dystrybucja gier cyfrowych i nowych formatów typu free2play, jaka będzie rola telewizji i sieci społecznościowych w konsolach -  na te i inne pytania szukają odpowiedzi dziennikarze, jak i potencjalni nabywcy nowych zabawek Sony i Microsoftu. Natomiast mnie, graczowi z metką "single player", ewentualnie "multiplayer na kanapie", tego typu rzeczy kompletnie nie interesują. Taki już los "analogowych dziadów".

Wychowałem się na pierwszej generacji PlayStation - wszystko, co było przed szarą konsolką, jest dla mnie grową prehistorią, do której szkoda nawet wracać pamięcią. Z jej młodszą siostrą, PlayStation 2, bawiłem się prawie tak samo dobrze. Z bycia fanboyem wyrosłem jednak dawno temu, dlatego w następnej kolejności sięgnąłem po sąsiadkę - Xbox 360. Była nowa w dzielnicy, nie obnosiła się i miała skromne wymagania, więc warto było spróbować. Podobno również posiadała starszą siostrę, zwalistą i toporną, ale mało kto o tym pamiętał. Ta odskocznia od rodu Playstation okazała się pomysłem dobrym, choć bywały momenty, kiedy nowa znajoma dawała mi się we znaki i wywoływała tęsknotę za japońską konkurentką. Poza tym, wywodziła się z trudnej rodziny - miała upierdliwego kuzyna o imieniu PC.

Grzech #1. Gry ekskluzywne



Konkurencja na rynku i gonitwa za klientem doprowadziły do tego, że dziś mało jest już tytułów, którymi dana konsola może pochwalić się na wyłączność. Dlatego pierwsze PlayStation było taką potęgą, ponieważ żadna inna konsola nie posiadała tych gier, które były dostępne wyłącznie na zabawkę Sony. Ale czasy się zmieniły i o ile pierwszy Xbox nawet nie zwrócił mojej uwagi, o tyle jego następca kupił mnie w całości. Konsola Microsoftu była tańsza od konkurencyjnej, miała zbliżone parametry, a na dodatek zdołała podkraść PlayStation kilka "ekskluzywów". Mnie wystarczyła wieść o tym, że na Xboksa 360 wyszedł Devil May Cry i Tekken.

Co jednak z grami, które ukazały się tylko na skrzynkę M$? Na początku było obiecująco - Dead Rising i Alan Wake pozwalały patrzeć w przyszłość z nadzieją. Ale co było potem? Kontynuacje Halo (futurystyczny shooter FPP), Gears of War (futurystyczny shooter TPP), Mass Effect (futurystyczny - bądź co bądź - shooter TPP),  - ot, to tylko pierwsze serie, które przyszły mi na myśl. Gdzie tu jakaś różnorodność? Do tego połowa z wymienionych gier ukazała się także na komputery (a niektóre nawet i na konsolę Sony!), więc żadne z nich tytuły na wyłączność. Tymczasem PlayStation 3 dostało kolejne Ratchety, God of War, Uncharted, The Last of Us i kilka innych. Ta druga grupa gier przemawia do mnie bardziej.




Grzech #2. Brak wbudowanego WiFi



Pazerność Microsoftu - a po części także moja własna, połączona z fochem na wielką korporację - sprawiła, że mój sposób obcowania z grami zatrzymał się na poprzednim stuleciu. Jako posiadacz dużego białego X-klocka bez WiFi, nigdy nie podłączyłem konsoli do sieci. Żeby to zrobić, musiałbym zainwestować około 300 złotych w oryginalny adapter, który podłącza się do konsoli, mimo, że ten powinien być w nią wbudowany już od nowości (tak jak w PS3). Teraz pewnie te adaptery są dużo tańsze, ale ja już się przyzwyczaiłem do bycia offline. Właściwie, całe życie grałem w ten sposób.

Oczywiście, Xboksy 360 w wersji Slim miały już wbudowany adapter, ale jak na mój gust, ten rewolucyjny krok nadszedł trochę za późno. Ach tak, byłbym zapomniał - moja konsola miała załączony w zestawie kabel ethernet, który służył do połączenia sprzętu z Internetem bez ingerencji WiFi. Szkoda tylko, że długość kabla sprawiała, iż musiałbym przemeblować cały pokój, aby Xbox sięgnął do modemu internetowego. Naprawdę, doskonała rzecz. Kolejnym grzechem byłaby płatna usługa grania online, ale to akurat świetny pomysł z punktu widzenia Microsoftu, z którego Sony także skorzysta w następnej generacji.

Grzech #3. Brak napędu Blu-ray



Kiedy PlayStation 3 ukazało się na rynku z napędem wykorzystującym niebieski laser, Microsoftowi opadła szczęka a sam Xbox 360 okazał się przestarzały już na starcie. Były nawet plany Giganta z Redmond, aby wprowadzić do sprzedaży specjalną dostawkę z napędem Blu-ray dla X-pudła. Na szczęście dla graczy, i samego Microsoftu, niebieski laser nie okazał się konieczny. Całą generację udało się przebrnąć przy pomocy dwuwarstwowych płyt DVD, choć np. granie w L.A. Noire bywało upierdliwe, kiedy w trakcie zabawy trzeba było tasować aż trzema krążkami w napędzie Xboksa.

Z tego też powodu 360-tka nie doczekała się swojej wersji Metal Gear Solid 4, bo jak powiedział sam Hideo Kojima, gra musiałaby zostać wydana aż na siedmiu (!) płytach DVD. Jakby tego było mało, napęd w Xboksie pracuje tak głośno, że obudziłby moich sąsiadów, gdybym takowych posiadał. Nawet zainstalowanie gry na dysku twardym nie powoduje, że konsola zaczyna pracować cicho (cały czas odnoszę się do 360-tki w dużej obudowie).

Grzech #4. Niedorobiony d-pad



Jako człowiek wychowujący się na sprzęcie Sony, długo byłem przekonany, że nie ma wygodniejszego pada od DualShocka. To mylne przekonanie zweryfikował dopiero Xbox 360 i jego większy, wygodniejszy i bardziej ergonomiczny kontroler. Właściwie, wszystko byłoby w nim piękne (nawet zasilanie na baterie), gdyby nie totalnie spartolony "krzyżak". Teraz i tak w większości gier sterujemy gałkami, ale jedną z najlepszych rzeczy jakie mają do zaoferowania konsole, czyli bijatyki, wciąż obsługuje się d-padem. Rzeczą niepojętą jest fakt, jak wiele ta Pięta Achillesowa sprawiła Microsoftowi kłopotu. Tyle lat na rynku, a włodarze z Redmond wciąż nie wpadli na to, jak skonstruować pada z normalnym krzyżakiem. 

Była już modernizacja d-padów w nowszych egzemplarzach konsol, która miała wyostrzyć ich czujność, ale to nic nie pomogło. Później pojawiły się na rynku pady z "przekręcanym" krzyżakiem, który miał tendencję do odpadania po zbyt długim czasie eksploatacji. Pojawiły się także specjalne kontrolery z klasycznymi d-padami w kształcie plusa, pozbawione gałek analogowych i służące wyłącznie do bijatyk. Ale to wszystko wiązało się z kosztami. Życzę więcej powodzenia przy następnej generacji.

***
Pewnie jest jeszcze szereg innych grzechów, z osławionych RROD-em na czele, o których warto było wspomnieć. Jednak co mnie osobiście nie spotkało (tfu! tfu!), tego nie raczyłem opisywać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz