niedziela, 23 marca 2014

Nostalgia za giełdami samochodowymi (oraz pewną formą obcowania z grami)


Mówi się, że kiedyś w Polsce jedenaście na dziesięć konsol PlayStation było przerobione. Nie będę z tym polemizował, bo mój "szarak" nie stanowił w tej kwestii żadnego wyjątku. Już tydzień po zakupie przeszedł swoją pierwszą operację chirurgiczną w zapyziałym straganie giełdowym, gdzie dwójka magików ukróciła jego okres gwarancyjny zaledwie kilkoma obrotami śrubokręta i jednym pociągnięciem lutownicy. Tego deszczowego dnia, piętnaście lat temu, moja konsola została oficjalnie "spolonizowana".

- Na pewno wszystko będzie działać?
- A jak ma nie działać?!

Od tamtego czasu wyczekiwałem każdego weekendu niczym więzień poszukujący odrobiny czułości pod prysznicem. Była taka jedna giełda samochodowa w Mysłowicach, chociaż wiem z rozmaitych podań ludowych, że nie różniła się niczym od dziesiątek podobnych giełd, rozmieszczonych między Odrą i Bugiem. Choć jej nazwa wskazywała na jawne konotacje z branżą motoryzacyjną, można było kupić na niej dosłownie wszystko.

W tamtych latach giełdy samochodowe były chyba spadkobiercami średniowiecznych tradycji, kiedy to na rynkach miejskich można było kupić baranią skórę albo nowe podkowy dla konia. Przekroczenie bram wejściowych na giełdę wiązało się z wkroczeniem do innego wymiaru: wszechobecny gwar, zabłocone ścieżki wyłożone przesiąkniętą tekturą (co by sobie niedzielnych mokasynów nie zabrudzić) oraz unoszący się w powietrzu zapach grillowanej kiełbasy. Prawdziwa mekka dla wszelkich "Januszy", kułaków i drobnych handlarzy. 

- Ile za tego Chrono Crossa?
- Cztery dyszki, bo to na dwóch płytkach jest.

Co tydzień musiałem walczyć o to, żeby ktoś z rodziny pojechał ze mną w to magiczne miejsce, gdzie mogłem nabyć towar zaspokajający mój przeklęty nałóg. Giełda była otwarta wyłącznie w soboty i niedziele. Sprzedawców gier na PlayStation można było spotkać na każdym zakręcie, ale trzeba było wiedzieć jak ich szukać, bo przecież nikt nie afiszował się z faktem, że handluje "piratami". Moimi ulubieńcami było dwóch gości i jedna kobieta, na oko pochodzenia romskiego, którzy nie mieli nawet wynajętego straganu. Zamiast tego, co tydzień rozstawiali się ze stolikiem polowym, na którym leżały stare numery magazynów konsolowych - wyraźny sygnał, że przedmiotem sprzedaży mogły być "kopie zapasowe" gier. Nie inaczej! Wszystkie najgorętsze tytuły kobieta chowała w swojej torebce. Faceci byli od zagadywania.

"...więc wszystko co macie, to te stare czasopisma?"
Inny przykład. Wschodnie skrzydło, stragan z numerem 304 (celowo nie podaję prawdziwego, bo facet może tam siedzieć do dzisiaj!). Przedmiotem sprzedaży były kołpaki samochodowe i perfumy. Ale jeśli ktoś znał tajemnicze hasło ("ma pan jakieś gry?"), gość zapraszał na tyły straganu, gdzie w kartonach miał posortowane najnowsze tytuły na "plejaka". U niego cena gier była wyższa niż u innych (dwajścia pięć), bo każda gierka posiadała okładkę i nadruk na płycie! Prawie jak oryginał, szkoda tylko, że wszystko było napisane po rosyjsku.

- Macie jakieś gry na konsole? Ale takie... wiecie jakie.
- Wiemy jakie. Mamy wszystko, nawet pornole na PlayStation.

Dziś sytuacja wygląda zgoła inaczej. Żyjemy w prawdziwie zeuropeizowanym kraju i pliki gotówki wyłażą nam z portfeli. Gry kupujemy oryginalne, w dużych sklepach z elektroniką albo za pośrednictwem internetu. Nie jesteśmy złodziejami, ale chyba sami możemy poczuć się trochę okradani. Gry kupujemy od korporacji, a nie od pasjonatów. Nie ma już koczowania pod straganem w środku mroźnej zimy. Nie ma tego gwaru, Januszów i zapachu kiełbasy. Nie ma już tego klimatu.

2 komentarze:

  1. Nigdy nie miałam PlayStation, choć było to jedno z moich dziecięcych pragnień. Za to nigdy nie zapomnę o Pegasusie, przed którym spędzałam mnóstwo chwil z bratem i koleżanką. To było coś! :) Pamiętam, jak zawsze, co tydzień, jechało się na rynek, żeby dokupić nowe gry. 10 zł za jeden kartridż - wtedy to był majątek! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mam dobrych wspomnień z pegasusem. Niemal przy każdej grze żałowałem, że nie gram w coś innego. Chyba miałem kiepskich dostawców. :)

      Usuń